mistrz 2020 nowy film

Mistrz (2020) – Czas trwania 1 godz. 31 min.

Reżyseria: Maciej Barczewski

Scenariusz: Maciej Barczewski

Gatunek: Biograficzny / Dramat

Produkcja: Polska

Premiera: 3 września 2021 (Polska)

Ocena użytkowników 6/10

Przygoda legendarnego pięściarza Tadeusza "Teddy'ego" Pietrzykowskiego, który to dzięki walkom w ringu ocalił swoje życie w niemieckim nazistowskim obozie koncentracyjnym i zagłady Auschwitz-Birkenau. Oparty na autentycznych wydarzeniach dramat hhg nieznaną historię polskiego sportowca, który po miejscu zagłady stał się symbolem nadziei na zwycięstwo.

Nim wybierzecie się dzięki "Mistrza", znajdźcie chwileczkę i zapoznajcie się z sylwetką swoim scenarzysty oraz reżysera, Macieja Barczewskiego. Ceniony profesor prawa, jaki w trakcie służbowych wojaży podpatrywał tuż przy pracy Christophera Nolana i Michaela Baya, a potem w okolicach czterdziestki zadecydował, że zostanie studentem szkoły filmowej, owo postać zasługująca na duży reportaż. Barczewski nie ukrywa, hdy inspiruje go amerykańskie kino. Można owo już było wyczuć w koprodukowanym poprzez niego "Najlepszym" – dającej potężnego motywacyjnego kopa historii Jerzego Górskiego, który zwyciężył narkotykowy nałóg oraz pobił rekord świata w triathlonie. "Mistrz" to kolejna natchniona autentycznymi zdarzeniami opowieść ku pokrzepieniu serc, tyle że operująca emocjami ze o wiele cięższej kategorii wagowej. Trudno jednak, aby było inaczej, skoro akcja filmu rozgrywa się w Auschwitz.

Na wstępie wydaje się, że nadzieja umarła. Za bramą obozu koncentracyjnego ludzkie życie nie ma najmniejszej wartości, akty heroizmu są bezcelowe, a stały element pejzażu dźwiękowego stanowią dochodzące z komór spośród gazowych jęki umierających w męczarniach ofiar. Więzień numer 77, przedwojenny warszawski pięściarz Tadeusz "Teddy" Pietrzykowski (Piotr Głowacki), nie zaakceptować zamierza być bohaterem. Wrzucony w osobiście środek piekła na całym świecie pragnie za wszelką cenę przetrwać. Niedobór, wycieńczenie oraz wszechogarniające poczucie zwątpienia nie zaakceptować pozbawiają go aczkolwiek instynktu wojownika. Sprowokowany przez kapo przynosi pokaz bokserskich zdolności, czym zdobywa rozgłos wśród towarzyszy niedoli oraz spragnionych zabawy nazistów. Tak rozpoczyna się nowy ciąg sportowej kariery "Teddy'ego". Czempion, który do odwiedzenia tej pory pojedynkował się o puchary i tytuły, tym razem zawalczy na temat coś znacznie cenniejszego: godność i zachowanie człowieczeństwa.

"Mistrz" sprowokuje pewnie dyskusję na temat tym, czy trzeba łączyć triumfalną konwencję dramatu sportowego z tragedią Holokaustu. Jeśli jednak odłożymy na bok wątpliwości natury etycznej, okaże się, że pełnometrażowy debiut Barczewskiego to kawał solidnej rzemieślniczej roboty. Wybitne zdjęcia Witolda Płóciennika podkreślają grozę Auschwitz bez nadmiernego epatowania naturalistyczną przemocą, natomiast w scenach na ringu twórcy nie muszą zbyt niejednokrotnie sięgać po sztuczki montażowe, aby zamaskować niedostatki choreografii pojedynków. Reżyser, który – jak już wspomniałem – czerpie garściami z hollywoodzkiej uczelni kina, w krótkim, zaledwie 90-minutowym metrażu sprawnie odhacza następne rozdziały opowieści z cyklu "od zera do fightera". Początkowy marazm zastępuje wola walki, a relacja z młodziutkim skazańcem (Jan Szydłowski) wypełnia dziurę w sercu bohatera powstałą według stracie syna. Paradoksalnie najsłabiej wypada tu kluczowy, zdawałoby się, motyw obozowej społeczności, dla której kolejne zwycięstwa Pietrzykowskiego stają się iskrą rozniecającą wiarę w lepsze jutro. Pomijając skrycie zarysowany wątek tajemniczy, Barczewski praktycznie nie poświęca uwagi odrębnym więźniom. Faktycznie na najciekawszą drugoplanową postać wyrasta grany przez Grzegorza Małeckiego Rapportführer – sadystyczny pan życia i zgonu, który po przekroczeniu progu domu zamienia się w dystyngowanego męża i ojca.

Jak nietrudno się domyślić, "Mistrz" to jednak przede wszystkim film Piotra Głowackiego. Ekranowy kameleon i jeden ze zdolniejszych aktorów swojego pokolenia na potrzeby roli przeszedł imponującą fizyczną metamorfozę na miarę Matthew McConaugheya w "Witaj w klubie" oraz Christiana Bale'a po "Fighterze". Wcielając się w Pietrzykowskiego, wypada wiarygodnie zarówno w charakterze zaszczuty, zniszczony emocjonalnie cień człowieka, w jaki sposób i emanujący wewnętrzną siłą baletmistrz ringu. To dzięki Głowackiemu kluczowa scena "Mistrza", która na papierze mogła ocierać się o niesmaczny kicz, ostatecznie ma siłę rażenia niczym uderzenie Floyda Mayweathera. Zważając, jak bohater dosłownie i w przenośni odradza się wraz z popiołów, można jedynie zacytować nieśmiertelnego klasyka: nie ważne jest, jakim sposobem mocno bijesz. Idzie o to, jakim sposobem mocno możesz oberwać i ciągle przeć do przodu. https://filmyzlektorem.pl/

recenzja lato 85 2020

Lato '85 (2020) – Czas trwania 1 godz. 40 min.

Reżyseria: François Ozon

Scenariusz: François Ozon

Gatunek: Dramat / Komedia

Produkcja: Francja

Premiera: 14 lipca 2020 (świat)

Ocena użytkowników 7/10

Wakacje spędzone w Normandii pozwalają 16-letniemu Alexisowi poznać swoją osobę.

W pierwszej scenie filmu "Lato ‘85" żandarm prowadzi nastoletniego Alexisa (Félix Lefebvre) na salę rozpraw. Towarzyszy nam subiektywna narracja głównego bohatera. Chłopak zdradza, że fascynuje się śmiercią i będzie komunikować o trupie ludzie, którą znał. Rzuca wyzywająco do kamery, że jeśli partnera nie ciekawi historię, i tak nie zaakceptować odtwarza tej opowieści dla osób. Następuje jednak niespodziewana wolta: przenosimy się na zalaną słońcem plażę. Lazurowe morze, śnieżnobiałe klify, radosne okrzyki turystów i ani śladu kostuchy. Czy Alexis nas zwodzi? Natomiast może reżyser rozpoczyna swoją grę z widzem? Prawda znajduje się gdzieś pośrodku, ponieważ wkraczamy w zniewalający świat François Ozona.

Jego nowy film "Lato ‘85" toczy się w nadmorskiej miejscowości w Normandii, an akcja zawiera dwa bliskie projekty czasowe. W pierwotnym poznajemy wydarzenia wiodące do śmierci Davida (Benjamin Voisin), 18-latka pracującego w sklepiku żeglarskim. Bohater spotykan Alexisa w dość nietypowych okolicznościach. Ratuje mu życie, wówczas gdy ten, żeglując, wpada do morza. Między nastolatkami zaczyna się rozwijać uczucie, jednak szczęście nie trwa zbyt długo. Przyczynia się w dodatku obecność wkraczającej pomiędzy wielbicieli Kate (Philippine Velge). Drugi plan czasowy to teraźniejszość, przy której Alexis mierzy się z oskarżeniami o popełnienie przestępstwa. Nielinearny ciąg wydarzeń, komentowanych w subiektywnej narracji przez bohatera, stopniowo odsłania prawdę o relacjach istot i tym, jakie możliwości chłopak zrobił.

Według odbiegającym od pozostałości twórczości "Dzięki Bogu", Ozon wraca do odwiedzenia ulubionych tematów jak i również motywów. Znowu bawi się kliszami gatunkowymi i miesza płaszczyzny czasowe. Zastanawia się też nad związkiem fikcji z autentycznością i realizuje zmysłowe dzieło, sprawiające niemalże fizyczną przyjemność. Podstawą, na której utrzymuje film, jest kino inicjacyjne połączone spośród gejowską love story. Równie silne, jakie możliwości porywy serca jak i również wewnętrzne rozterki, stają się tu towarzystwo i przeczucie śmierci, zapowiedziane i powracające w narracji Alexisa. Protagonista trochę zbytnio nachalnie przypomina naszej firmie o swoim zainteresowaniu tematem – nie zaakceptować uwierzycie jeśli opowiem, że wspominając kąpiel w domu znajomego, przyrównuje łazienkę do grobowca. Ta refleksja pozwala jednak uchwycić, że mamy do czynienia z osobliwą oraz zamkniętą w własnym świecie jednostką. W charakterze że przeciwieństwa się przyciągają, na jego drodze staje David. Pełen wigoru jak i również uroku osobistego młodzieniec inicjuje wspólne wyjazdy na motorze, wyjścia do kina lub wesołego miasteczka. Różnice między kochankami najkorzystniej obrazuje scena, po której spotykają nieznajomego rzucającego się pod spodem samochód. David natychmiast rusza mu ze wsparciem, an Alexis zatrzymuje się, zafascynowany naszym widokiem. Zaskakująco mroczna natura protagonisty o twarzy cherubina, zderza się z pogodą ducha i przedsiębiorczością drugiego z chwatów.

Reżyserowi nie idzie jednak o prosty kontrast, lecz zarysowanie pasjonującej relacji miłosnej, szybko przeradzającej się w destrukcyjny związek. W jednej scenie bohaterowie przywołują chociażby postaci Verlaine’an oraz Rimbauda, a wszak trudno o bardziej sugestywne odniesienie do intensywnego i wyniszczającego uczucia niż historia francuskich poetów. Kłopot w stosunkach Alexisa z Davidem opiera się na innym bagażu doświadczeń. Dla 16-letniego protagonisty partner wydaje się pierwszą wielką miłością. Romantyczna wizja nieprzerwanego bycia ze sobą, a równocześnie chorobliwa zazdrość dominują u niego nad rozważną oceną sytuacji. 2 lata starszy David podchodzi do zależności z większym dystansem. Choć na początku bardzo się angażuje, z czasem poczuje wyczerpanie i potrzebę odmiany. Ozon odmalowuje więc z góry skazany na rozpad, lecz rozbudzający wyobraźnię związek. Wiarygodność połączeniu wygrywają młodzi aktorzy: ich niesamowita prostota i swoboda przed kamerą ożywiają dowolną wspólną scenę. W tej chwili przy pierwszej rozmowie w domu Davida widzimy ich złaknione spojrzenia i wzrastające podniecenie.

Kochanków rozdziela nagła śmierć starszego z nich, a ponownie scala narracjan Alexisa, która wydaje się być częścią jego osobistego tekstu prozatorskiego. Zainspirowana przez nauczyciela herosa, ma ocalić wspomnienie o ukochanym jak i również wyjawić motywację pewnych działań z przeszłości. Ozon po raz wtóry portretuje dlatego bohatera zdolnego tworzyć autonomiczną opowieść. Faktycznie było na model w "Basenie", gdzie autorka kryminałów przygotowywała kolejny utwór, a ten materializował się na ekranie. Zacierała się tam ściana między fikcją oraz realnością. W "Lecie ‘85" reżyser używa narrację protagonisty, żeby łączyć płaszczyzny tymczasowe i skupić uwagę dzięki rozmijanie się literackich, idealistycznych wyobrażeń z banalnością życia. Niedoświadczony Alexis opisuje zmarłego Davida jako wytęsknionego przyjaciela, a komentując wspólnie spędzone sekundy, uwzniośla relację z kochankiem. Jak po scenie pierwszego zbliżenia seksualnego, które z perspektywy czasu mówi jako "najpiękniejszą nocna pora w życiu". Ozon wyraźnie sympatyzuje spośród bohaterem i nie pokazuje erotycznych igraszek, by przypadkiem nie zaakceptować odkryć ich zwyczajności. Ma świadomość, hdy Alexis wyraźnie przesadza, ale ważniejsza od wierności faktom jest praca pamięć i prawda emocjonalna. Reżyser wyraża tym samym tęsknotę za predyspozycją młodych do bezgranicznego oddania się uczuciom, które przekształcają pierwotnego odbiór rzeczywistości.

Zuch filtruje wydarzenia poprzez swoją wrażliwość, co znajduje przedłużenie przy warstwie formalnej. Świstki poprzedzające śmierć Davida są filmowane po ciepłych, nasyconych odcieniach. Rozświetlone kadry ukazują oszałamiające piękno nadmorskiej okolicy oraz fetyszyzują młode, zgrabne ciałka nastolatków. Rzeczywistość czasów 80., którą wizualnie kojarzymy z tandetą i kiczem, wygląda w obiektywie kamery wyjątkowo korzystnie. Świat przedstawiony buzuje od erotycznego napięcia jak i również zmysłowych wibracji, spośród czym rymuje się faktura obrazów – wyestetyzowanych tak, iż pragniemy ich dotknąć i zostać wchłonięci w ekran. Ozon umiejętnie wykorzystuje również ówczesne przeboje, przywracając je do łask. "Sailing" Roda Stewarta czy "Self Control" Rafa dawno odrzucić brzmiały tak odświeżająco. Piosenki uzupełniają nostalgiczny nastrój filmu oraz współgrają z emocjonalnymi wahaniami Alexisa. Cała estetyka znacząco zmienia się w scenach, rozgrywających się według odejściu Davida. Naprawdę jakby świat głównego bohatera nagle stracił barwy i uszło z niego życie. Melancholii spowijającej myśli protagonisty odpowiadają zimne tonacje, a krajobrazy północnej Francji wydają się naznaczone brakiem. Aura żałobna tych sekwencji niesamowicie przełamuje inicjacyjno-miłosną atmosferę, odrywając "Lato ‘85" od zwyczajowych narracji coming-of-age. Ozon nie byłby sobą, gdyby nie spróbował rozbić utartych projektów i wychodzi wraz z tego obronną dłonią. https://filmyzlektorem.pl/

Swobodne przechodzenie spośród jednego planu czasowego w drugi, umożliwia Francuzowi na coś jeszcze: przewrotną historię o ucieczce od czasu śmierci i pozycji przypadku. Pierwsza jednoczy się ze skonfrontowaniem Alexisa z namacalnością umierania. Znamienna jest zwłaszcza scena spotkania chłopaka w kostnicy, gdzie spoczywa organizm Davida. Widok martwego kochanka napawa go takim lękiem, hdy szybko wybiega na zewnątrz. Bohater, przed utratą partnera zauroczony przecież śmiercią, doznaje traumy po zmierzeniu się z tą kobietą osobiście. Najpierw próbuje oswoić strach jak i również zapełnić pustkę, tworyc o Davidzie. Dzięki całkowite uwolnienie się od demonów historii pozwoli mu wyłącznie spełnienie dziwnej obietnicy danej zmarłemu. Alexis mówi, że "jedyne, co się liczy, to umieć zniknąć przed własną historią", a reżyser mu w tym jawnie pomaga.

Ostatnia scena pokazuje bowiem nowe otwarcie dla herosa, które wyznacza incydentalne spotkanie z przystojnym nastolatkiem, poznanym kiedyś na ulicy. Nie tak dawno przypadek zrządził narodziny związku Alexisa z Davidem – niewiele brakowało, by protagonista pożeglował wówczas z Chrisem jak i również minął się wraz z przyszłym kochankiem. Analogiczny zbieg okoliczności przynosi teraz szansę w zapomnienie o smutku i ucieczkę po ramionach innego. Ma możliwość przypadkowa była także śmierć 18-letniego małżonka czy inne fabularne wypadki, ale u Ozona wreszcie traci to znaczenie. Przy ostatniej scenie triumfuje bowiem życie: rzeczywistość bohatera ponownie wypełniają ciepłe barwy. Pejzaż łodzi Alexisa i nowego znajomego dzięki otwartym morzu to symbol zmierzania przy nieznane, ale także nadziei na wolność: od wspomnień, żalu i piętna pierwszej miłości.

saint maud opis filmu

Saint Maud (2019) – Czas trwania 1 godz. 23 min.

Reżyseria: Rose Glass

Scenariusz: Rose Glass

Gatunek: Horror

Produkcja: Wielka Brytania

Premiera: 8 września 2019 (świat)

Ocena użytkowników 7/10

Maud przyjeżdża do luksusowej posiadłości ekscentrycznej Amandy. Wkrótce dziewczyna twierdzi się o swej ważnej misji, która to zamieni się w niebezpieczną obsesję…

Chrześcijańscy święci z zasady nie mieli łatwego życia. Trudno przecież o hagiografię, której to ukoronowaniem nie byłaby spektakularna śmierć zadana z rąk (lub na zlecenie) ludzi niepodzielających entuzjazmu gwoli nauk Chrystusa. Jeśli zaś los (czy też miłościwy Bóg) oszczędził swym pokornym sługom męczeństwa, te banki sami często podejmowali decyzję o wyrzeczeniu się dóbr doczesnych. Doczekując swych dzionki w ubóstwie, cierpienie dyscyplinowanego ciała ofiarowywali Panu.

Maud (a właściwie Katie), tytułowa bohaterka filmu debiutującej za kamerą Rose Glass, wydaje się podzielać tę filozofię. Poznajemy ją, kiedy przygotowuje się do opuszczenia swego ascetycznie urządzonego mieszkania, by podjąć się kurateli nad umierającą niewiastą. Pakując swój skromny dobytek, prowadzi wewnętrzny monolog. Jak przystało na pilną uczennicę, relacjonuje swemu nauczycielowi poczynione postępy i wyraża nadzieje w przyszłość u tej boku.

Jeśli zdaje się Wam, że przy sposobie, w jaki Maud zwraca się do Boga, pobrzmiewa frywolny ton, trafiliście na właściwy wątek. Widzowie o drażliwych uczuciach religijnych zapewne poczują się zgorszeni erotycznym wymiarem relacji bohaterki z Bogiem. Wsłuchując się w komunikaty wysyłane jej przez Pana, Maud doznaje bowiem płciowej rozkoszy – nie jest on dla pani a milczącym, wyniosłym bóstwem, lecz czułym kochankiem, który pod postacią ciepłej, pulsującej siły przepływa przez do niej ciało, dając wrażenie spełnienia i bezpieczeństwa.

Takie rozwiązanie formalne może się przekazać co najmniej ryzykowne, Glass udaje się aczkolwiek nie popaść czy w śmieszność, czy w wulgarność. Oddając narrację w ręce budzącej niepokój, chociaż jednocześnie niewinnej protagonistki, reżyserka przywraca zmysłowości wymiar duchowy. W dużej mierze to także zasługa aktorki. Subtelnej, praktycznie pozbawionej makijażu twarzy Morfydd Clark bliżej niźli do dwuznacznego uśmieszku Sashy Grey wydaje się do świętej Teresy dłuta Berniniego czy bohaterek barokowych płócien pędzla Caravaggia bądź Rembrandta.

O ile życie duchowe Maud zostaje sportretowane nadzwyczaj barwnie, o tak wiele trudno oprzeć się wrażeniu, że do niej ziemska egzystencja została zaledwie muśnięta. Historię dziewczyny musimy poskładać z odłamków do niej relacji z otoczeniem: zmagającą się wraz z odmawiającym posłuszeństwa ciałem Amandą (Jennifer Ehle) i umilającą jej ostatnie chwile pracownicą seksualną, przypadkowo spotkaną koleżanką z poprzedniej pracy, chłopakiem poznanym w barze. Wraz z szczegółów przekazywanych w dialogach wyłania się dramat kobiety samotnej, która nie radząc sobie z traumą, zwraca się w odniesieniu do wierze.

Chłód, jaki panuje w relacjach między protagonistką natomiast stającymi na do niej drodze osobami, nie jest jednak zarzutem pod adresem reżyserki. Chociaż perspektywa walki Maud z innymi bohaterami wydaje się kusząca, Glass nie zaakceptować ulega tej pokusie. Izolując ją od czasu otoczenia, podbija schizofreniczny klimat swojego pozycja, a przy okazji wydobywa mrok z tego detalu, który w typowym horrorze byłby kontrapunktem dla zmagającej się z demonami dawnych lat dziewczyny. https://filmyzlektorem.pl/

Choć na pierwszym akcie prosto odnieść wrażenie, iż mamy do czynienia z kolejnym horrorem satanistycznym, Glass po raz kolejny udaje się zwieść widza. Pisząc hagiografię św. Maud, reżyserka czerpie przyjemność zarówno z odniesień do innych produkcji filmowych, jak i igrania z przyzwyczajeniami konsumentów. Efektem jest 1 z najbardziej prawdziwych horrorów ostatnich lat: niezwykle sensualny jak i również wysmakowany wizualnie portret szaleństwa. Źródłem sf nie są tutaj jump scare'y czy efekty gore, lecz precyzyjnie wykalkulowana krytyka fundamentalnych wartości.

Tak jak Pascal Laugier po głośnym "Martyrs. Skazani na strach" Rose Glass schodzi spośród metafizyki na pułap cielesności, a przy sposobności zgrabnie wplata w opowiastkę nietzscheańską krytykę religii chrześcijańskiej jako religii, u podstaw której znajdują się cierpienie i siła. Koniec końców ściana między sprawowaniem kultu a szaleństwem objaśnia się niezwykle cienka. Ot, jeśli mówisz do Boga, jesteś religijny. Jeśli Pan mówi do Cię, jesteś wariatem.